Wyjazd w góry zimą chodził mi po głowie już od dawna. Zimowa aura zachęcała do wyprawy. Co rusz czytałem na grupach górskich, w tym karkonoskich, że warunki pogodowe są wspaniałe. I zapowiedzi te nie były przesadzone.
Trasa, którą wybraliśmy ze znajomymi tym razem nie była jakaś nadzwyczajna. Ot, start w Jagniątkowie, by przejść się granicą polsko-czeską, i skończyć w tym samym miejscu. Niedługa, około 6-godzinna wycieczka, gdzie raczki, czy też raki, były jednak obowiązkowe na wyposażeniu.
Cała trasa przebiegała lajtowo. Dość mozolne podejście w pierwszych kilku kilometrach (aż do Petrovej boudy) kończyło się przystankiem w schronisku przy pogodzie mglistej, wietrznej i chłodnej. Natomiast, kolejny raz przekonałem się, że jednak czeskie schroniska to miejsca, które są naprawdę przyjazne turystom. To, co w Petrovej zastaliśmy, wprawiło mnie w niemałe osłupienie. Na miejscu darmowa toaleta (przypominam, że płatne toalety w polskich schroniskach to codzienność) była tylko przedwstępem. Kawa, herbata, czeskie piwo w puszce oraz świeże ciasto dostępne było za „co łaska”. I to wszystko w pięknie wykończonym i „eleganckim” schronisku z kominkiem. Czesi – czapki z głów!
W schronisku mieliśmy spędzić jedynie ok. 30 minut, ale tak dobrze się siedziało, że wraz z kumplami spędziliśmy 1.5 godziny. Ale dzięki temu daliśmy czas pogodzie na poprawienie się. Jakie to były widoki! Sami zobaczcie!


























A tak się prezentowała trasa z tego dnia:
